kikin |
Wysłany: Pią 12:41, 02 Wrz 2011 Temat postu: Boxtelkowa familia |
|
Witam wszystkich serdecznie
Mam na imię Patrycja i - co jasne jak słońce - kocham koty . Urodziłam się psiarą, a o tym jak fantastyczne są koty przekonał mnie mój pierwszy kot Adonis (choć to historia z bardzo smutnym zakończeniem). Zapragnęłam rudego kota, no i pojawił się.
Ale od początku. Oprócz bycia kociarą, psiarą, koniarą no i w ogóle jestem żoną Wojtka i mamą naszych dwóch cudnych chłopaków.
A wracając do kotów. Kiedyś na poznańskiej wystawie W. zobaczył piękne futrzate i do tego rude koty - norwegi, zrobił zdjęcia, no i już wiedziałam, że ma być norweg, koniecznie rudy Weszłam do internetu wpisałam nfo no i przez zupełny przypadek weszłam na pierwszą stronę hodowli jaka mi się pokazała, mieli kociaki a wśród nich mojego rudasa z białymi skarpetkami. Absolutnie nic nikt z nas nie wiedział o tym jak należy kupować kota, na co zwracać uwagę, a poza tym wtedy ta hodowla wcale nie wydawała się podejrzana. Był telefon, parę odwiedzin i Adonis zamieszkał z nami. Ach co ta za rozkosz taki kociak, ale to przecież sami wiecie. Niedługo trwała nasza radość, zaczęły się problemy zdrowotne, najpierw niewinne, potem coraz poważniejsze. Hodowca mówiąc wprost wypiął sie na nas. Walka o Adonisa trwała kilka miesięcy, niestety nic nie pomogło, nawet konsultacja u bardzo polecanego lekarza z Wrocławia. Aduś przegrał walkę o życie (a walczył długo i dzielnie) pod koniec grudnia 2004 (5 stycznie 2005 skończyłby rok)
Był żal, ogromny smutek, poczucie niesprawiedliwości. Wiedzieliśmy, że zamieszka z nami na pewno kolejny kot.
W tak zwanym międzyczasie poznaliśmy wspaniałych kociarzy, szczególnie jedna kociara była dla nas ogromnym wsparciem w tamtych chwilach. To ona poznała nas z pierwszą rodziną Boxtela. On jest spełnieniem moich marzeń o rudości. To rudość nad rudościami. Najbardziej rudy kot jakiego widziałam Mój kochany Bociu (z grudnia 2004), sam szef, który rządzi mądrze, siłą spokoju.
No ale wiadomo, że przecież jak się ma jednego to się chce drugiego, dla tego pierwszego kota, dla siebie W kwietniu - u naszej kociej znajomej (u tej u której po raz pierwszy widziałam największe i najbardziej futrzate koty jakie w ogóle w życiu widziałam) - w moje urodziny, urodził się Julio , Juluś, Juleczek, zwany też pieszczotliwie Grubym, bo to wieeelki norweg. Juluś zresztą wybrał się sam, to on z całego miotu łaził za Bociem. Rudy do rudego ciągnie
I było wszystko jak było do lipca, kiedy to w Julusiowej rodzinie urodziły się kociaki, ach co to była za miot, sześciu rudych braci i ona jedna, rodzynek nad rodzynkami (już nie ruda ) Kiki o zabójczym spojrzeniu od małego. Tak bardzo chciałam ją mieć, no ale przecież to szaleństwo tak się dokocić Kiki wyjechała z Poznania i niby zaczęła nowe życie. Jednak okazało się, że nie mogła zostać w domu, który ją wybrał i tym samym pojawiła sie nadzieja, że może jednak moje marzenie o małej diablicy się ziści. I ziściło się Szylkret zamieszkał z nami. To dopiero jest kobieta, każdemu przywali jak trzeba
Mieliśmy też dwa króliki (Maksiu kica już za tęczowym mostem, a Drakula dotrzymuje nam towarzystwa). No i mamy psa. ADHA w czystej postaci - dalmatynka Xyva - szał ciał
Taką to stanowimy familię i miło mi było się przedstawić
ale to nie koniec naszej historii , cdn. |
|